Wspomnienie „Kuzynek” ze Światowych Dni Młodzieży
Światowe Dni Młodzieży to niezwykły czas przemiany duchowej, dający możliwość doznania głębokich przeżyć i poznania ciekawych ludzi.
W Krakowie spędziłyśmy tydzień. Zdecydowałyśmy się na pakiet z najdłuższą liczbą dni i z perspektywy czasu widzimy, że była to trafna decyzja, gdyż mogłyśmy w pełni wczuć się w atmosferę tych wydarzeń. Dni mijały błyskawicznie, codziennie miało miejsce coś innego.
Nasza grupa z Parafii pw. św. Wojciecha była bardzo rozśpiewana i radosna, dobrze się razem dogadywaliśmy. Już pierwszego dnia otrzymałyśmy pseudonim „Kuzynki”.
Miałyśmy duże szczęście, gdyż zakwaterowano nas w szkole w Kalwarii Zebrzydowskiej, niedaleko sanktuarium z obrazem Matki Boskiej Kalwaryjskiej. Los się do nas uśmiechnął i opiekunowie dali nam całkowitą wolność wyboru. Same mogłyśmy zdecydować, gdzie chcemy jechać i jak długo tam zostać. Jeśli danego dnia chciałyśmy być dłużej w Krakowie, nie było to problemem.
Gdy po raz pierwszy wjechałyśmy do Krakowa zaskoczyły nas tłumy ludzi, przepełnione po brzegi tramwaje i autobusy, które (jak się później okazało) prawie zawsze były mocno opóźnione. Miało to swój urok i wbrew pozorom dużo zalet, gdyż dzięki temu wspólne czekanie przeradzało się w rozmowę z osobą stojącą obok. Taka konwersacja to chyba najlepsza okazja, by poznać kulturę i zwyczaje ludzi z nawet najdalszych zakątków świata. Najbardziej zaskoczyła nas wesoła grupa z Wysp Kokosowych a także rozśpiewani Ekwadorczycy. Z częścią poznanych osób mamy stały kontakt, więc nic nie stoi na przeszkodzie by zwiedzać świat.
Wszystkiemu towarzyszył śpiew i taniec. W środkach komunikacji grupy wszystkich narodowości śpiewały i kiedy nie znałyśmy tekstu bądź języka, wystukiwałyśmy rytm czy też próbowałyśmy zapamiętać i odtworzyć chwytliwy refren. Na krakowskich ulicach co chwilę widoczne były charakterystyczne kręgi tańczących do których z chęcią się przyłączałyśmy. Wieczorami na scenach rozmieszczonych w Krakowie i okolicach odbywały się koncerty. Najbardziej podobał nam się ten zorganizowany w Wadowicach. Pewien irlandzki zespół skocznie grał i uczył wszystkich zgromadzonych na rynku charakterystycznych dla tego kraju kroków.
Podczas naszego pobytu byłyśmy prawie pewne, że zobaczymy Papieża Franciszka jedynie z daleka. Miałyśmy jednak ogromne szczęście i dwa razy znalazłyśmy się kilka metrów od niego, stojąc przy samych barierkach. Za pierwszym razem był to przypadek, gdyż zgubiłyśmy się szukając naszego sektora i ochrona musiała usunąć nas z drogi, którą miał jechać papież, więc przeniesiono nas do najbliższego, który akurat znajdował się przy głównej scenie. Tam spotkałyśmy też niezwykle otwartą siostrę zakonną, która także się zgubiła i spędziłyśmy z nią czas do późnego wieczora. Tego dnia przeżyłyśmy mnóstwo przygód próbując wrócić do Kalwarii Zebrzydowskiej, spowodowanych między innymi nie jeżdżeniem tramwajów. Jednak dzięki pomocy gościnnych mieszkańców Krakowa, którzy z chęcią się nami zaopiekowali, dotarłyśmy zmęczone, ale pełne dobrych wspomnień na miejsce noclegowe.
Zwyczajem ŚDM, który nas zaskoczył była wymiana gadżetów. Nie byłyśmy na to przygotowane, ale szybko uzbroiłyśmy się w polskie flagi i inne małe pamiątki, co zaowocowało pełnym plecakiem podarunków – flag, koszulek czy obrazków z różnych krajów.
Droga na Campus Misericordiae była długa i męcząca, jednak kiedy już tam dotarłyśmy, zobaczyłyśmy radosnych i pozytywnie nastawionych ludzi, rozpościerających się aż po horyzont i wszystkie siły natychmiastowo nam wróciły. Tamtejsza atmosfera, spanie pod gołym niebem i czuwanie z Papieżem Franciszkiem były nie do opisania. Poza sektorami wszędzie, przez całą noc odbywały się zabawy, tańce i śpiewy.
Na wszystkich katechezach czy Mszach Świętych czuć było niezwykłą łączność serc. Do domu wracało się całkowicie przemienionym, jako Tabula rasa, z poczuciem wewnętrznego, nieograniczonego szczęścia.
Czas ŚDM definitywnie zapewni każdemu niezapomniane i głębokie przeżycia, których po prostu nie da się opowiedzieć. Ten opis nie ukazuje nawet małej części tego, co przeżyłyśmy i co pozostało w naszych sercach. Każdy sam musi doznać tego na własnej skórze. Zapewniamy, że nie będzie żałował tylko pragnął więcej i więcej. Najlepiej świadczy o tym to, że my już zaczęłyśmy zbierać na Panamę.
Kuzynki