Wspomnienia z obozu młodzieży z naszej parafii we Włoszech
Skończył się 10-dniowy obóz dla młodzieży z naszej parafii. W ekipie dziwięcioosobowej wyruszyliśmy nad Jezioro Garda podziwiając przepiękne widoki wokół polodowcowego jeziora oraz korzystając z ochładzających właściwości przeczystej wody. Następnego dnia zwiedziliśmy Weronę, miasto opiewane przez Szekspira oraz Norwida , z jego tragiczną, a jednocześnie ujmującą historią Romea i Julii. Kolejnym etapem naszego wędrowania była osławiona Wenecja, w której z obawy przed pobrudzeniem nie popływaliśmy, ale na pewno pieszo zdeptaliśmy wąskie jej uliczki. Noc pod namiotem nad Adriatykiem pozbawiła nas poezji – ze względu na wszędobylskie komary. Rankiem ruszyliśmy do Asyżu, w którym doświadczyliśmy ciszy Porcjunkuli oraz cudownego zatrzymania czasu zaklętego w bazylice, starych budowlach i niesamowitej atmosfery wąskich i krętych uliczek. Teraz trzeba było się zatrzymać na dłużej, aby odpocząć od nadmiaru kilometrów i wrażeń. Dwie noce nad Adriatykiem, przepiękna plaża, czysta woda, dużo słońca i pizza – to wspomnienia tamtych dni. (To nic, że w najbliższych dniach z wielu z nas schodziła sparzona skóra). Dalsza droga wiodła do Loreto z jego domkiem nazaretańskim i polonikami na ścianach bazyliki (bitwa pod Wiedniem i Cud nad Wisłą). Miło zobaczyć oznaki podziwu nad wkładem Polaków w historię świata. Miłym akcentem było spotkanie z osobą, która mówiła po polsku pomagając nam odprawić mszę św. w podziemiach monumentalnej budowli. Z sanktuarium Matki Bożej ruszyliśmy do Manopelo w poszukiwaniu jednej z największych relikwii – Chusty Weroniki. Spotkanie twarzą w twarz z obliczem cierpiącego Chrystusa na każdym z nas wywarło niesamowite wrażenie. Przed nami Rzym, bo przecież wszystkie drogi do niego prowadzą. Trzy dni w Wiecznym Mieście – mieście pełnym kontrastów. Obok Wielkich Bazylik (św. Piotra, Marii Maggiore, św. Jana na Lateranie i Pawła za Murami), świętych schodów, Forum Romanum i Coloseum – wielki brud wielu dzielnic. Gościna u OO Michalitów w Caste de Elia skończyła się szybko i niestrudzona drużyna ruszyła podziwiać wybrzeże Morza Śródziemnego oraz okolicznych wysepek (tego nie planowaliśmy).
Potem już tylko…. a może aż Siena z przepiękną katedrą, sanktuarium św. Katarzyny oraz rynkiem w kształcie muszli. Pizza tam podawana, skwar słońca oraz brak wszędobylskich turystów zostanie na zawsze w naszej pamięci. Niestety Siena rozpoczęła etap powrotu do domu. Jeszcze tylko Alpy z gościnnym ks. Sławkiem. Nocne wrażenia związane z pokonywaniem serpentyn – niesamowite. W samochodzie zapanowała pełna napięcia cisza. Powrót przez Szwajcarię -tym razem serpentyny w blasku słońca, niejeden z nas z napięciem obserwował trzeszczący samochód. Kawa, mała „milka”. We wspomnieniach smak czekolady i piękno majestatycznych gór (czasem przypominające wzgórza Sheir’u). Austria, Niemcy – jak jedna noc, gdyby nie przygoda związana z awarią samochodu. Tylko 3 kilometry do Polski i aż trzy godziny czekania. Dobrze, że można było zagrać w Uno.
W końcu Wawrów i roześmiane twarze witających nas ludzi. Koniec następnego etapu naszych obozów. Naszego pielgrzymowania. Poznawania świata.
Zapraszamy do oglądania zdjęć w galerii – bije z nich włoskie słońce.