List z misji od siostry Hanny
Doume, 09.04.2018
List do Przyjaciół Misji i Dobrodziei
Bardzo rzadko piszę listy, ale jeśli już to robię, to pragnę przekazać coś więcej z mojej misji. Wiem, że bez Waszego duchowego I materialnego wsparcia niewiele mogłabym pomóc tym, z którymi jestem I pracuję.
Dziś, w sposób szczególny pamiętam o Alumnach z Wyższego Seminarium w Ełku. Dziękuję Wam za dar modlitwy oraz za życzenia świąteczne. Jestem uradowana taką Obecnością. Miło jest, gdy ktoś pisze i zapewnia o modlitwie. Jestem wdzięczna kilku innym osobom, które mnie wspierają. Wyrażając wdzięczność, także modlę się za Was i życzę wszystkiego co najlepsze od Pana i bliskich, oraz tych, z którymi się spotykacie. Czas upływa szybko, rok szkolny ma się ku końcowi I wyjazd do Ojczyzny na urlop jest tuż tuż.
Moja misja znajduje się w dżungli. Ludzie, z którymi współpracuję na co dzień, to plemię Maka, rolnicy i łowcy dzikiej zwierzyny. Niemal każdego dnia wydzierają ziemię pod uprawę dzikiej i „nieokiełznanej” naturze. Jadąc do szkoły do pracy z dzieciakami, jestem świadkiem ich realiów. Uzbrojeni w ogromne maczety, z koszami na plecach, z biegnącymi obok wychudzonymi pieskami (stróżami i łowcami) opuszczają wioskę, często pozostając tydzień w polu, koczując w kabanach. Wczesnym rankiem wędrują w grupach w ten nieprzemierzony gąszcz drzew omotanych lianami i krzewami. W porze deszczowej, ziemia jest strasznie ciężka, czerwona i tłusta, klei się pod stopami. Maka uprawiają głównie maniok, orzeszki ziemne, nyam, pataty, kukurydze, planteny (banany jarzyny) Po ciężkiej kilkudniowej pracy, opuszczają swoje poletka powracając krętymi ścieżynkami przez nich „przeczesanymi” – wydeptanymi, niosąc na głowach olbrzymie kiście bananów lub słodkie ziemniaki. Zmęczeni, obdarci, umordowani walką o przetrwanie, wracają do ubogich często ledwie stojących chatek; do dzieci, którymi nikt się specjalnie nie zajmował. Bardzo często, kiedy pytam co słychać, odpowiadają: „nie poddajemy się, siostro, wałczymy”.
Oto tylko maleńki akcent z Nkoum, wioski, gdzie jestem każdego dnia, starając się o dobrą organizację I zarządzanie Katolickiej Szkoły Podstawowej pod patronatem Sw. Pawła. Kiedy zajeżdżam na podwórko szkolne, przed biuro, a dzieci maja przerwę łub przygotowują się do apelu, wówczas przezywamy coś zabawnego; uchylam okno samochodu i puszczam żywą muzykę afrykańską, widok nie do podrobienia, nawet maluchy chodzą całe rytmem muzyki, uwielbiają takie powitania, oczywiście samochód jest cały „upiększony” ich brudnymi łapkami.
Mam 250 dzieciaków, są przesympatyczne, radosne, lubią się bawić; chłopcy najczęściej w przerwach graja w piłkę, są naprawdę dobrymi futbolistami, a dziewczynki mają swoje ulubione zabawy, skakanki. Lubią muzykę i taniec. Dzieci lubią najbardziej dwa dni w tygodniu, wtorki i czwartki. Dlaczego? Bo w tych dniach mają dożywianie, otrzymują miseczkę ryżu z sardynkami i sosem z orzeszków ziemnych. W te dni nikt się nie spóźnia i wszystkie dzieci są bardzo grzeczne.
W każdy Pierwszy Piątek miesiąca mamy Msze św. za Dobrodziei, dzieci przykładają się bardzo do jej przygotowania, stworzyły chórek, naprawdę pięknie animują liturgię. Ich wiara zachwyca mnie i pomaga w radosnym przeżywaniu misji jaką Bóg podarował mi na ziemi afrykańskiej.
W tej szkole jest 7 nauczycieli, są tak samo biedni jak pozostali mieszkańcy, a nawet może biedniejsi, nie opowiadają jednak o ich biedach tak by wzruszyć serce słuchającego; opowiedzą jak się dopytuję, kończąc ich ulubioną frazą: wałczymy o przetrwanie, będzie dobrze, Bóg z nami.
Kochani Przyjaciele Misji, to Wy jesteście moimi stopami, dłońmi – dzięki Wam mogę czynić dobro i siać nadzieje naszym dzieciom z dżungli,, a to wszystko w imię Jezusa, niech On was błogosławi I wyleje na Was zdroje łask.
Wasza siostra Hanna Teresa Gnatowska