LIST OD MISJONARKI EWY, KTÓRĄ GOŚCILIŚMY W PARAFII
Każdy dzień jest wielką niespodzianką, dzieci zaskakują mnie swoją otwartością i spontanicznością. Nie dziwię się, że chcą mnie dotykać, trzymać za rękę, tak po prostu być blisko. Dla Nich, to nowe doświadczenie. Nie odstępują mnie na krok. Jeden z chłopców wziął mój sweter i przytulił go do policzka. Tak samo przytulają do policzka moją dłoń. 124 cudownych dzieci od 3 do 7 lat. W czasie przerwy każdy krzew służy do zabawy, wyobraźnia dzieci jest zaskakująca. Przywiozłam skakankę, więc wszyscy skaczemy tak jak potrafimy. Okazało się, że skakanka to jeden z najlepszych pomysłów na zabawę podczas przerwy. Każdy pomysł jest bardzo cenny.
Kilkadziesiąt metrów dalej na naszych oczach powstaje nowe przedszkole. 1listopada poszłam na spacer na wzgórza. Zabrałam cukierki z myślą, że spotkam dzieci. Nie myliłam się, ten spacer to było spotkanie z najuboższymi dziećmi. Po drodze spotkałam chłopca, który prowadził świnię na sznurku i wiele innych dzieci, które podbiegały do mnie. Jeden z chłopców miał ubranie w strzępach, nigdy nie widziałam tak ubogich dzieci. Uświadomiłam sobie jaka jest rzeczywistość, prawdziwe oblicze Rwandy w ubogich wioskach na wzgórzach, które przyciągają wzrok swoim pięknem. Siostra powiedziała mi, że na wzgórzach umierają ludzie, bez żadnej opieki, a dzieci nie chodzą do szkoły.
8 listopada mieliśmy zakończenie roku szkolnego i rozpoczęły się wakacje. Przez cały czas trwały przygotowania do tej uroczystości, ale jeszcze wcześniej mogłam zobaczyć jak wygląda powtórzenie wiadomości w najstarszej grupie i mały egzamin. Włączyłam się w pracę, nauczyłam dzieci trzy piosenki, dwie w j. angielskim i jedną na zakończenie roku w j. francuskim. Utrwalałam z dziećmi poznane cyferki i literki, śpiewałam i tańczyłam. Jeśli Pan Bóg obdarzył nas jakimiś talentami, to z Jego łaską będziemy realizować Jego plan. Najzabawniejsze są rozmowy z dziećmi, kiedy podczas przerwy mówię do chłopców, że to jest niebezpieczne, a oni wchodzą na wysokie krzewy, robią obóz i odpowiadają mi Yes, yes i robią pozy do zdjęcia.
W ostatni dzień przed zakończeniem roku przyszły do mnie dzieci, wzięły mnie za ręce i zaprowadziły do chłopca, miał dość mocno skaleczony palec u nogi. Myślałam, że nadaje się do szycia. Zabrałam Go do domu, posadziłam na schodach w ogrodzie, przygotowałam opatrunek, ale pierwsze co zrobiłam, to przyniosłam miskę i umyłam Mu nogi. Jego stópki były bardzo zniszczone, popękane, szorstkie i bardzo zaniedbane. Chłopiec był trochę onieśmielony, ale z pianą w misce zrobiło się wesoło. Zastanawiałam się, kiedy ostatnio miał myte nogi. Tak rozpoczął się mój nowy dzień dla tego chłopca. Potem miałam wyrzuty, że nie obcięłam Mu paznokci.
Podczas spaceru na wzgórza, kiedy spotykałam bardzo zaniedbane dzieci, zastanawiałam się, czy mają wodę i mydło. Czasami myślimy, że powinniśmy robić rzeczy, które można zmierzyć w procesie dydaktycznym, a umyka nam to, co jest najważniejsze, być blisko w relacji z człowiekiem, po prostu ” być ” i dostrzegać Jego godność.
Jestem chora i nie miałam siły, po prostu po kilku zdaniach opadam z sił. Dopadła mnie jakaś infekcja, dostałam antybiotyk, bardzo boli mnie gardło. Pogoda jest bardzo zmienna, klimat górski daje się we znaki. Jednego razu marznę, a za chwilę jest gorąco.
Bardzo chcę podzielić się z wszystkimi w Parafii, tym co dzieje się na Misji w Karama. Jestem Wam wszystkim bardzo wdzięczna za okazaną pomoc materialną, dzięki której mogę pełnić moją posługę misyjną.
misjonarka Ewa Starzyńska